Details

  • Last Online: 2 hours ago
  • Gender: Female
  • Location: 폴란드
  • Contribution Points: 0 LV0
  • Roles:
  • Join Date: October 17, 2019

Friends

Ninja26

폴란드

Ninja26

폴란드
Completed
Bulgasal: Immortal Souls
3 people found this review helpful
Feb 20, 2022
16 of 16 episodes seen
Completed 0
Overall 6.5
Story 7.0
Acting/Cast 6.0
Music 6.0
Rewatch Value 4.0
This review may contain spoilers

Inkarnacyjna gra w berka.

Jest mi taaak ciężko sklecić jakoś przetrawić ten tytuł żeby dać jakiś jasny obraz o czym była ta seria.
Głównym powodem jest chyba to że w tych wątkach to chyba nawet sami scenarzyści się pogubili bo koniec końców, najważniejsze pytania i spory wciąż nie są jasno rozstrzygnięte. Mało tego, mam wrażenie co najmniej pierwsze tak porządne w kdramowym życiu, że villan tej historii był najbardziej pokrzywdzoną osobą której nawet na końcu pozbawiono dobrego zakończenia.
______________________________________________________________

Głównym reklamowanym wątkiem tytułu Bulgasala jest historia mężczyzny, którego jedynym celem jest zabicie osoby, która nie dość że wyrżnęła mu rodzinę w poprzednim życiu to i na dodatek zabrała jego ludzką duszę czyniąc go tym samym nieśmiertelnym potworem zwanym Bulgasalem. Idąc dalej tropem historii poznajemy przeszłość Hwala (czyli tego Bulgasala głównego) jako przeklętego dziecka (przez Bulgasala) wychowanego przez dowódcę armii królewskiej, który staje się szanowanym i niepokonanym na "dworze" wojownikiem w walce z wrogami i potworami. Hwal w swoim poprzednim życiu zakłada rodzinę z córką swojego ojczyma (taaak przybraną siostrą), które na wskutek przekleństwa rodzi się ślepe bądź nieżywe potomstwo. Jak można łatwo wywnioskować Hwal ma nieszczęśliwe życie, wciąż będąc ściganym przez znamię przekleństwa jakie na niego nałożono i to dopełnia się w kulminacyjnym momencie w którym ów potwór zabiera duszę Hwalowi.

Sprawa wygląda na wstępie prosto do rozwiązania i napawa odbiorcę adrenaliną w oczekiwaniu na pojawienie się potwora w ludzkiej postaci ażeby wreszcie wyrównać rachunki. Powiem szczerze że wstęp i zarys historii oraz chyba reżyserska robota dawały mi jakiś naprawdę good vibe co do tego tytułu. Niby nic szczególnego w historii, ale postać nieśmiertelnego potwora, te wizualne klimaty dawały mi nadzieje że poza dobrym mordobiciem zobaczę motyw akcji i dreszczyku na tle nadnaturalnych czy raczej duchowych klimatów. Ale im dalej w las szłam tym tak naprawdę tylko więcej drzew zamiast uzasadnionego zachwytu doznałam.

No więc przeskakując już do ówczesności, poznajemy znów inkarnację złodziejki duszy Hwala którą jest Sang Un.
Sang Un całe życie ucieka nie tylko przed Bulgasalem ale i przed potworami. Dodatkowo żeby było ciekawiej, rodzina i osoby bliskie z poprzedniego wcielenia Hwala również się odrodziły jako inne osoby i jak na złość również napotyka ich na swojej drodze, gdzie ponownie walczy o ich bezpieczeństwo.
Historia mogłaby się szybko skończyć śmiercią Sang Un, gdyby nie fakt że ściga ją jeszcze jeden Bulgasal głodny jej duszy, a sama śmierć dziewczyny wcale niekoniecznie rozwiąże problem Hwala.
W ten oto sposób, mam niekończącego się berka potworów o duszę Hwala która koniec końców się okazuje nie być najprawdopodobniej jego duszą..
I tak oto drodzy państwo mamy bałagan fabularny na tle przeskakiwanki wcieleń którą ewentualnie możecie próbować rozgryźć dopiero na końcu po obejrzeniu genezy w finałowym odcinku.

**
|spoiler alert|

Od połowy serii trwa jedna dramaturgia płaczu i żalów pomiędzy Hwalem a Sang Un. Absolutnie mnie szlag trafiał od ciągłego przeskakiwania z "zabije się razem z Ok Tea Gyulem bo innego wyjscia nie ma" na "sama sie zabije/albo dam sie zabić OTG żeby oddac ci duszę Hwal" Aktorstwo w tamtym momencie... boli. Dużo generalnie tych scen każdego bohatera który był taki pick me mocno dawał mi się we znaki. Nie mogłam już w niektórych momentach patrzeć na tę dramę i przesuwałam do przodu, bo doprawdy fabuła od połowy strasznie się wlekła jakby nikt nie miał zamiaru wreszcie powiedzieć czy wyjawić jaka jest geneza tych bulgsalów, jakie są przeszłe wspomnienia Sang Un i co mamy wreszcie zrobić żeby rozwiązać problem trójki bohaterów.
Geneza jest jakoś tak prostaczna i bez wyrazu, że szybko doznaje wrażenia że scenarzystom albo brakło pomysłów albo ich jedynym rozwiązaniem było zrobić pomieszane z poplątanym tego co już mają. W praktyce wyglądało to tak że jeden bulgasal goni drugiego; jeden bulgasal chroni człowieka chcąc znowu być człowiekiem i zmieniając go w bulgasala, a z kolei ten drugi chce śmierci człowieka, żeby ten mógł doznać ulgi w cierpieniu nałożonym mu przez bycie potworem. Jedynym panaceum okazuje się nie magiczne zioło, nie zaczarowany miecz, nie ogień czy cudowne moce i rytuały a nawet zwrot duszy. Żeby wrócił jakiś porządek w tej całej gonitwie jedynym rozwiązaniem się jest pozabijanie się nawzajem dwóch bulgasalów.
Już wisienką na torcie jest fakt że Sang Un według mojego rozeznania nie jest właścicielką duszy Hwala a bardziej OTG, bo nie wiem czy pamiętacie że Hwal pierwotnie aby mógł inkarnować jako wojownik musiał zabrać duszę OGT czyniąc go bulgasalem. Więc jeśli w następnym wcieleniu OGT wymordował faktycznie rodzinę Hwala to nie mógł wziąć sobie jego duszy bo nie miał by chyba tej całej dziury co nie? Ale wciąż miał, więc samego Hwala zabiła Sang Un i jak dobrze kalkuluje to ona przetrzymuje dusze OGT w ówczesności. Wszystko by się dobrze logicznie też tu ułożyło i OGT mógł sobie zabić Sang Un odzyskując dusze ale za każdym razem coś go blokuje i zalewa sie czarną krwią. Wtedy był wątek autentycznie niezrozumiały, jakoby to Hwal musiał zabić Sang Un żeby OGT mógł być 'sobą'.
Wniosek się najwyraźniej też sam piszę, że bulgasale nie mogli mieć swoich dusz dlatego byli potworami nieśmiertelnymi. Inkarnować mogli jedynie kradnąc dusze człowieka.

Powalone co nie? Ja wciąż nie jestem pewna całej tej bezsensownej krzyżówki. Jeśli ktoś ma lepsze wyjaśnienie to dajcie znać.

Postacie drugoplanowe czyli cała inkarnowana rodzinka w zasadzie większego sensu istnienia w tej fabule nie ma poza emocjonalnymi kwestiami i robieniem zmiksowanego tła. Oni po prostu są, żyją i uciekają. Czasem tylko dzięki retrospekcjom z poprzedniego życia udaje się troszkę układać tę pomieszaną zagadkę.
A zakończenie.... porażka. No tak, najlepiej jest pozamiatać śmieci pod dywan. Wszyscy zadowolenie w nowych wcieleniach i wszystko jasne bo bez bulgasalów i wgl. Tylko szkoda że takiego OGT nie pokazano w nowym wcieleniu jakbym nie mógł sie odrodzić a przecież zachowywał się jak niewyżyta bestia w nie mniejszym stopniu niż pierwotny Hwal na instynktach.
Pytanie teraz: dlaczego? Jakby nie było to jego okradziono...
__________________________________________________________________________________________________________________


Ścieżka dźwiękowa dość nostalgiczna i spokojna. W 90% same wolne i smutne kawałki do podkreślenia historii dramatu. Aktorstwo.... ahhhh nie. Jestem bardziej na nie. Scenariusz najpewniej musiał wyciskać na aktorach tak beznadziejne dialogi i tą całą dramaturgię. Ostatnia scena doprawdy śmierdzi kilometrami Goblinem. Na największe oklaski zasługuje Lee Joon, bo świetnie po raz kolejny zresztą wcielił się w rolę potwora z duszą rozżalonego mordercy. Uwielbiam Jin Wooka ale stać go na więcej. No i to ciągłe płacze Kwon Na Ry ahhh


Podsumowanie: Drama z motywem potworów i dobrze się sprzedającym wątkiem podróży dusz. Coś na słodko coś na kwaśno. Nienajgorsze pierwsze wrażenie niekoniecznie wystarczy do końca dramy ale sądzę że warto dać szanse. Potwory na scenie wciąż ewoluują i to jest tegoroczna jego odmiana w świecie kdram.

Read More

Was this review helpful to you?
Completed
The Witch: Part 1. The Subversion
3 people found this review helpful
Jan 28, 2021
Completed 0
Overall 5.0
Story 6.0
Acting/Cast 5.0
Music 1.0
Rewatch Value 1.0

Coś dla fanów "Stranger things"

Nie wierzę, że film bez właściwie jakiejś fabuły łapie "dziesiątki" za najprawdopodobniej ostatnie pół godziny akcji.
Totalnie.
Jak na dwugodzinny seans żółwim tempem poznajemy historyjkę małej dziewczynki, zbiega z laboratorium dla nazwijmy to mutantów. I nic poza tym się nie dzieje do momentu w którym zbierze się właśnie grupę takich odmieńców w starym traumatycznym miejscu z ludźmi którzy ich skrzywdzili tylko po to ażeby pooglądać sobie krwawą nawalankę po mordach za krzywdy wyrządzone. Seriously that's all about.
Tak samo nie wiem ile wspólnego ma motyw z nadprzyrodzonymi zdolnościami wyhodowanymi wręcz w laboratorium z taką wiedźmą wiedźmą ale niech będzie, że to inwencja twórcza scenarzysty.

Read More

Was this review helpful to you?
Completed
Record of Youth
3 people found this review helpful
Nov 27, 2020
16 of 16 episodes seen
Completed 0
Overall 6.5
Story 7.0
Acting/Cast 7.0
Music 7.0
Rewatch Value 4.0
This review may contain spoilers

Kilka chwil przed szczytem.

Okey, bez zbędnych ceregieli. Emocji miałam dużo. Negatywnych oczywiście po ostatnim epizodzie, który ściął mnie z nóg. Ale za chwilę dojdziemy do tego.

Coś o fabule.
Record Of Youth mogłoby się po tytule wydawać, że będzie jakimś powiewem motywu z Reply albo Age Of Youth, no bo w końcu Youth - Młodość. Hye Jun jako model dąży do bycia szerokiej sławy aktorem, a Jung Ha teoretycznie chce być makijażystką, ale skrycie marzy w pierwszym epizodzie o spotkaniu ze swoim idolem którym o dziwo właśnie jest mało popularny jeszcze Hye Jun. Szybko wywiązuje się między nimi przyjaźń i co można przewidzieć miłość. ( I to dość szybko przyznaje tu wychodzi)
Hye Jun przechodzi nie lada wyzwania i kilkakrotne upadki zanim staje na czerwonym dywanie. Zapewnia mu to ciągle gderająca rodzina (oprócz kochanego dziadziusia) byli szefowie i ciągle wygrywający z nim w przedbiegach Hae Hyo - najlepszy przyjaciel. Do tego wejście w progi aktorstwa wiąże się z niejednym skandalem z którymi przychodzi się zmierzyć Hye Junowi. Oprócz zmagań głównego bohatera dostajemy szeroką dawkę historii postaci drugoplanowych, których po ilości czasu antenowego wcale bym ich tak nie nazwała. Serio, nie spotkałam się chyba jeszcze z dramą w której połowa czasu antenowego leciała na każdą inną osobę oprócz głównej pary. A są nimi rodzina Hye Juna, rodzina Hae Hyo, menedżerowie i każda z osobna postać z ów wspomnianej rodziny. Jak wiele osób gdzieś pisało, historie tych osób zostały wprowadzone i kompletnie nie rozwinięte. Zaczynając od samego Hae Hyo, który błąka się ze złamanym sercem między matką a główną parą a kończąc na rodzinie Jung Ha o której wiemy tylko tyle co się pojawia i znika. Z moją skłonnością do przewijania prze nudnych wątków, w tym wypadku musiałam naprawdę niejednokrotnie sporo przewinąć. Może do tego też przyczyniły się dialogi albo generalnie tempo dramy które potrafiło się przy innych wątkach strasznie wlec... Nie wiem, może to tylko ja, ale nie chciało mi się poświęcać uwagi na coś co nie było tym wątkiem głównym.

Co mnie tak boli...
Wracając do głównej pary, poza karierą która razem starają się sobie ukierunkować i spełnić wedle swoich oczekiwań uwagę zwraca ich związek, który teoretycznie od początku solidnie zbudowany z niewiadomych przyczyń ulega jakiejś cichej destrukcji. Destrukcji której nie umiem pojąć, zresztą jak wszyscy recenzenci których czytam.
Jak para, która jest tak dogadana pod każdym względem, zrównoważona, wyrozumiała praktycznie do samego końca w ostatnim niemalże odcinku się wypala i to z takim spokojem? Z początku spodziewałam się, że to ten wątek miłosny między gwiazdą a szarą myszeczką nie wypali, albo ich przerośnie. Dojść można do takiej w sumie konkluzji, że to własnie był ten powód. Naszemu hallyustar zaczęło solidnie brakować czasu, a JH mogło to nie satysfakcjonować.. Jednakże jak sama przyznała, sama miała pełne ręce roboty ze swoim nowo otwartym salonem. Związek zrobił się taki jakby długodystansowy, ale wciąż. Oboje zdążyli zauważyć, że fajerwerki już miały swój czas i trochę pod górkę się zaczęło. Wszystko miało solidne uzasadnienie, w takim układzie będzie ciężej. Kto tak nie pomyśli wiązać się z aktorem? JH nagle zmienia się w sentymentalną materialistkę, która mówi finisz. I co ciekawe, szybko im przechodzi po tylu romantycznych scenkach i żarliwych "Kocham Cię", co to nie spotkałam się jeszcze w dramie.
Sami to oceńcie. Żal mi że tak mi się naświetliły oczy ich uroczym widokiem dla takiego zakończenia.
W sumie, można też zasmucić się nad wątkiem siostry Hae Ny i Juniego, którzy również tak po prostu zrobili finisz w ostatnim epie ze względu różnic społecznościowych.


OST:
Bardzo przyjemny, nutka Wheein albo Baekhyuna wpadła mi solidnie w ucho. Zobaczymy na jak długo. Wszystko miało dobre zabarwienie i dawało odczuć jakiś sentymentalny klimat jakby właśnie do młodości nawiązywało.

Co ja powiem więcej o tej dramie. Nie udało mi się jak dotąd skończyć inne pozycje od tejże scenarzystki aż wreszcie zrobiłam to tutaj. Czy jestem zadowolona z tego? Raczej nie.
NIe znoszę, nie trawię takich niezrozumiałych zabiegów w serialach gdzie coś co ma solidny grunt znikąd zostaje pogrzebane. Wątek romantyczny w tym wypadku był naprawdę takim głównym wątkiem i tworzył cały klimat tejże historii. Pozbywanie się go na ostatnią chwilę bez zastanowienia zrobiło zamęt i zmyło cały nastrój jaki w odbiorcy wytworzył się podczas tych 14 epów. Myślę, że gdyby któremuś z bohaterów nie wypaliła kariera nie zrobiło by to takiej dziury jak zrobiło zerwanie SHJ z AJH.
Czuje że piszę strasznie chaotycznie, ale tak. Ta drama wiele nie daje poza głębokim urokiem z którego ktoś cie na siłę
brutalnie budzi.

Read More

Was this review helpful to you?
Completed
Crazy Love
2 people found this review helpful
Aug 13, 2022
16 of 16 episodes seen
Completed 0
Overall 8.0
Story 8.0
Acting/Cast 7.0
Music 4.0
Rewatch Value 7.5
This review may contain spoilers

Disneyowska koreańszczyzna czyli jak w jednej dramie pouczyć i rozczulić widza.

Nie ma się co rozpisywać, Crazy Love to nie jest wybitny tytuł z oryginalnym scenariuszem czy porywem akcji. Nie pałałam się na pisanie żadnej recenzji ani przekazania jakichś większych zachwytów jednak zostałam mile zaskoczona tym 16 odcinkowym seansem czegoś co bym nazwała zbitkiem wszystkich standardowych motywów koreańskich makjangów/seriali romantycznych. Uznałam w pewnym momencie że coś co jest tak proste i niepozorne w swojej postaci kryje drobne wartości w przekazie który jak sama fabuła nawet pokazała wykazują olbrzymie znaczenie w kreowaniu i zmianie wydarzeń.
Zawile brzmi, ale po coraz głębszej analizie tego banału przyszedł mi do głowy koncept właśnie disneyowskich klasyków filmowych gdzie akcja jest przeważnie super prosta z typowymi schematami, gdzie wydarzenia na ekranie nie urywają na dupy ale jednak nie można odkleić oczu od ekranu od tych przyjemnych i pociesznych scen które przy okazji wpajają nam uniwersalne puenty życia. Tak właśnie jest i z Crazy Love, to nie jest majstersztyk kinematografii w dziale kdram romantycznych aczkolwiek daje poczucie dowartościowania i napełnienia serca i umysłu spokojem, marzeniami, uczuciami gdzie prym wiedzie najważniejsza wartość w życiu człowieka czyli miłość.


Noh Go Jin to typowy przedstawiciel przystojnego szefa tyrana, perfekcjonisty z jakąś obsesją i przeszłością. W tym przypadku główny bohater to wybitny geniusz w dziedzinie matematyki. Razem z garstką równie utalentowanych osób z innych przedmiotów tworzą biznes edukacyjny gdzie przygotowują uczniów do przeróżnych egzaminów, udzielają lekcji i korepetycji by te młode szczepy przyszłości Korei mogły osiągać jak najlepsze rezultaty edukacyjne i dążyły do najwyższych w rankingu prestiżu zawodów. Lee Sin A to typowa 'zwyczajna' szara sekretarka pana Go Jina, gdzie poza swoimi biurowymi obowiązkami pełni niejako funkcje worka treningowego dla humorzastego szefa. Lee Sin A jak większość przeciętnych bohaterek na wstępie ma ukryte marzenie do którego nieustępliwie dąży właśnie znosząc swoją napięta sytuacje w pracy, co nagle okazuje się kosztować ją życie. Brzmi już dramatycznie z zarysem na romans z dwójką postaci. Dalej wkracza amnezja i rak w roli głównej czyli to co każdy makjangi telenowele lubią najbardziej.
Noh Go Jin ulega wypadkowi który nie wygląda na przypadkowy, powodując u bohatera amnezje co wykorzystuje pełna chęci zemsty Sina, która odkrywa że jest chora na glejaka i zostało jej niewiele czasu. Udając narzeczoną Go Jina postanawia wykorzystać cały możliwy czas jego nieświadomości by zadośćuczynić sobie wszystkie cierpienia plus zbliżającą się śmierć.

Prosto i intrygująco.

Całkowicie wystarczajaco - na początek.
Całość historii obsadzona jest licznymi wstawkami komediowymi które przełamują jak gdyby typowy obraz większości romansów. I nie mam myśli jakichś śmiesznych czasem dialogów czy scen przekomarzania się głównej dwójki bohaterów na zasadzie kto sie czubi ten sie lubi. Zauważyłam że często w motywach od nienawiści do miłości te emocje zawsze były dość intensywne albo starano się się by właśnie tak je ukazać, od nienawiści która ukazywała się przez jawną chęć czyjejś krzywdy czy dialogach wskazujących wzajemną pogardę. Wszystko miało taki balans w czasie, że na początku jest mocny hejt a potem już jest ciepło. Tutaj mam wrażenie że cały ten lodowiec topniał w stałej widocznej temperaturze. Noh Go Jin i Lee Sin A wzajemnie sobie podkładają nogi, oko za oko, ząb za ząb a gdy zaczynają się wiązać między nimi cieplejsze uczucia nie następuje tu transformacja relacji i nagle stop, ale faktycznie ich zachowanie z agresji przechodzi w uszczypliwość, czy zuchwałość po droczenie i to zrobione jest w komediowym tonie co przyjemnie się ogląda nie czując tego napięcia w trakcie ich jakichś osobistych sprzeczek. Przykładem dobrym jest scena w której Go Jin po rozmowę ze swoją eks w swoim mieszkaniu przeżywa ją gdzieś zmieszany również po balu z SinĄ i ona przychodzi do niego z pudełkiem z sukienką i rzeczami z tej właśnie imprezy. I standardowo on wkurzony jej natręctwem w nieodpowiednim momencie szarpie się z nią o to pudełko gdzie rzeczy w końcu wylatują a Sina zauważa że nie ma w środku kolczyków na co on kwituje '' że nie dość że go oszukiwała to teraz jeszcze okradła'' co było faktycznie w odczuciu przykre. Sina w napływie nerwów chwyta go włosy, szarpie a potem zaczyna się w nerwach nawalać poduszkami i całe napięcie znika. Cały typowy zgrzyt kochanków został przeżuty i rozładowany w śmiesznej napierzance na poduszki. Żadnych scen w stylu 'to nie ma sensu zerwijmy'. I takie zachowanie realistycznej dojrzałości bardzo mi się podobało. Niby oglądasz dwójkę rozkapryszonych dzieciaków ale jesteś w stanie się utożsamić.

Nie wiem czy każdy zwróci na to uwagę ale na porządny plus zasługuje tutaj mniej więcej zarysowanie tła dla każdego z głównych bohaterów plus połączenie następujących po sobie wydarzeń jakoby były wszystkie ze sobą wzajemnie związane. Oh Sae Gi który w pierwszej połowie serialu wydawał się główny ukrytym villainem w następnej połowie również okazuje się być pokrzywdzony a była Go Jina śliczna Baek Soo hyun tak naprawdę wcale nie byłą złą i samolubną egoistką, a swoim wyborem prawdopodobnie ukształtowała całą rzeczywistość i postać Go Jina która poznajemy na samym początku. Jak się okazuje, jej porzucenie chłopaka w jakimś sensie uratowało mu życie choć nie odwiodło go to od targnięcia się na nie w przypływie żalu i osamotnienia. Z kolei Sae Gi usilnie przekonany o winie swojego przyjaciela nie przystał na zaufanie do niego i gonił niewłaściwą osobę która manipulowała wszystkimi od początku. Dużo w tych prostych wątkach efektu motyla, delikatnych wydarzeń jakimi jest zwyczajna perspektywa osoby która potrafi już w całości zmienić drogę i samą osobę od środka.
Najlepszym zwieńczeniem tej tezy jest właśnie postać Siny która zaledwie otarła się o śmierć a już od tego momentu inaczej patrzyła na te samą rzeczywistość która ja otaczała co sprawiło że rzeczy i ludzie wokół zaczęli się zamieniać. To mi fantastycznie daje do myślenia że minimalny kontakt – zależny jaki – z drugim człowiekiem wywołuje wielką reakcje. Zmiana patrzenia na świat – zmienia jego postać. Każdy wybór ma moc, a to co najbardziej uskrzydla człowieka to drugi człowiek.

Z perspektywy technicznej było wystarczająco dobrze, choć niektóre sceny były... takie cringe ze ze mnie skrzywiło ale dało się przełknąć. Szkoda tylko że OST był naprawdę mierny prawie żaden, nic dosłownie nie pamiętam z muzyki. Aktorstwo bez szału ale i bez oczekiwań. Kim Jae Wook to moja czekolada, mój dżem, mój afrodyzjak. TwT Krystal no bida, ale zakładam że tak miało być, bo cały scenariusz był nie raz taki pick me ale w dobrym znaczeniu. Sam scenariusz mogę powiedzieć że mógł być dużo lepszy i tej komedii można było nawet więcej władować, ale daje plus. Naprawdę dobrze spędziłam czas. Daje ósemeczkę ze względu na jakiś zapach sentymentu do pierwszych swoich dram.
Dla zmęczonych życiem, troskami i nadchodzącymi deszczowymi dniami będzie to świetna pozycja.
Polecam.

Read More

Was this review helpful to you?
Completed
Moon Lovers: Scarlet Heart Ryeo
1 people found this review helpful
Sep 22, 2021
20 of 20 episodes seen
Completed 0
Overall 4.0
Story 5.0
Acting/Cast 3.0
Music 7.0
Rewatch Value 2.0
This review may contain spoilers

Harem power!

Kolejny raz zanim zabrałam się za oglądanie, nie spojrzałam kto jest scenarzystą, ale biorąc pod uwagę jaki rozgłos zdobyła ta drama plus jakim castem się urozmaiciła miałam cichą nadzieje że zapewne to Kim Eun Sook albo scenarzystki od może Minami Sineyo a tu proszę.. mamy nowicjusza który mógłby współpracować z panią od Heirsów.
No i w sumie to jestem pod wrażeniem, bo dawno nie oglądałam tak skomercjalizowanego shitu jakim jest Moon Lovers.

Cała fabuła jest kolejną pustą historyjką z naciskiem na ROMANS pomiędzy niewinnym dziewczątkiem i grupą książąt w czasach Goryeo. Jak się można również domyśleć, w międzyczasie zdarza się kilka walk, bitew i tłuczenia się o tron. Ale jak już wspomniałam, Moon Lovers skupia się głównie na wątkach romantycznych pomiędzy Hee Soo (IU) i dwoma książątkami Wang Soo i Wookiem (Lee Jun Ki i Kang Ha Neul). Ale jak spojrzycie na okładkę to nie musze mówić ani kto wygra ani który duet będzie wam ciskał na emocjach najbardziej. I to w zasadzie tyle jeśli chodzi o taki główny motyw. Ale żeby nie było tak "nudno" (a było w cholerę nudno jak Boga kocham) to twórcy przygotowali wam mnóstwo rollercoasterów, czyli trochę śmierci, trochę płaczów i oczywiście zerwania i skakania z księcia na księcia! :D Ja zdążyłam osiwieć z nudów i ku#icy tak mnie szlag trafiał :D :D
Także emocje nie do zapomnienia. Nie pamiętam kiedy ostatnio się tak zmaltretowałam i na siłę oglądałam tak zmulonego tytułu. A zrobiłam to wyłącznie! dla Lee Jun Kiego. Przysięgam D: I zrobiłam to po raz ostatni panie Lee.

Przyglądając się od strony bardziej technicznej nie idzie oślepnąć od ilości gwiazd występujących rolach głównych i drugoplanowych. W roli głównej laleczka IU vel Hee Soo, nie wiem czy aktorstwo IU jest tak okropne czy postać Hee Soo miała tak być. Nie pamiętam również iście tak dwulicowej postaci głównej żeńskiej grającej na emocjach prawie wszystkich tam otaczającej jej osób. W pierwszej części jest różowiutką głośną dziewczynką a po nawiedzonych wizjach z przyszłości, zamienia się w wymordowaną zjawę swojej własnej osoby. Nie mogłam autentycznie przecierpieć jej pustego wzroku i napadów "szoku" przerażenia zarówno gdy grała te uroczą Hee Soo jak i damę dworu. Już nie wspominając że była kompletnie niestabilna emocjonalnie i nawet lata na dworze nie zmieniły jej perspektywy do postrzegania rzeczy w bardziej rzeczywisty przyziemny jak na tamte czasy sposób. Własna służka robiła jej od lat rogi narażając wszystkich życia a ona nie mogła przecierpieć faktu jej śmierci na którą zasługiwała. Romantyczne relacje jakie nawiązywała z książętami zawsze pozostawały w dwuznacznym znaczeniu i zawsze to powodowało problemy. Potrafiła z kamienną twarzą kokietować Wang Soo jednocześnie kręcąc się koło Wooka. Potem odtrącać Wang Soo i kręcić koło innego. Znów latać za Wang Soo i po kryjomu szykować ślub z Wookiem ewentualnie Wang Jeongiem. Na końcu mieszkając z Wang Soo rzucić go żeby hajtnąć się z Wang Jeongiem i przed śmiercią pisać bezczelnie że zawsze kochała Wagn Soo. Autentycznie współczułam Wang Soo że ktoś go tak wykorzystał, ale chłop dorosły więc musiał się sam ocknąć. Ale że również miał beznadziejną przeszłość więc przywiązał się do beznadziejnej typiary która na końcu zostawiła go z niczym. (Chyba że ta córka na końcu to była jego?) Whatever.
Lee Jun Ki nie wiem czy sam sobie wybiera rolę czy nie jest w stanie odmówić ewentualnym splendorom z grania słodziutkich męskich postaci, ale robi sobie krzywdę i marnuje talent.
Reszta książąt poza ściąganiem swoich fanów przed ekran, dużo ambitnej roboty nie odwala cóż. Aczkolwiek miło było zobaczyć takiego Beakhyna z EXO i chociaż grał tego najbardziej niewinnego nadpobudliwego, to mam jakieś wrażenie że może i by byli z niego ludzie jakby się podszlifował. Nie wiem, to jakiś mój dziesiąty zmysł do aktorstwa lol. Ale piosenka im wyszła, chociaż zagrali ją raptem z dwa razy to kij tam. Ważne że wpada w ucho, szkoda że będzie mi się z tą pozycją kojarzyć mehh.

Podsumowując:
Moon Lovers przyciągnie do siebie grono fanek japońszczyzny (tych od shoujo romansow) ckliwych romansów które więcej pokażą wizualnie aniżeli produkcyjnie. Jak lubisz ładne obrazki i ładnych ludzi którzy się nawzajem adorują, to myślę że możesz się przekonać. Dla fanów ambitniejszych pozycji, polecam tylko dla ciekawości albo żeby ewentualnie pooglądać czyjąś klatę :D Hmmmmm klata księcia koronnego byłą całkiem całkiem :v

Read More

Was this review helpful to you?
Completed
Tempted
1 people found this review helpful
Apr 29, 2021
32 of 32 episodes seen
Completed 0
Overall 5.0
Story 7.0
Acting/Cast 2.0
Music 2.0
Rewatch Value 2.0
This review may contain spoilers

Rybka która uwiodła wędkarza.

Nie czytałam oryginału, więc obędzie się niestety bez porównań.

Fabuła "Wspaniałego Uwodziciela" zaczyna się od zapoznania nas z trójką głównych bohaterów.
Pięknej narcystycznej wiolonczelistki Soo Ji, "sexmaniaka" Se Joo (choć co on miał wspólnego z tym przydomkiem to ja nie wiem, gdyż nie spotkamy się ani razu z jego rzekomymi podbojami łóżkowymi) oraz przeprzystojnego podrywacza vel łamacza damskich serc Si Hyuna. Ich życie toczy się teoretycznie w przyziemny sposób jak na chaebolowskie dzieci przystało - szkoła, rodzice, wymagania, problemy i ich miłostki. Rutynę licealnego życia niejednokrotnie przełamują dokonując podbojów towarzyskich, pewni swojego nieodpartego uroku oraz splendoru popularności jaki nad nimi wisi. Se Joo jak Si Hyun uchodzą wręcz za mistrzów podrywu któremu nie oprze się dosłownie żadne zniewieściałe serduszko. Życie toczy się idealnie, dopóki....
Soo Ji zostaje odrzucona i sponiewierana przez narzeczonego (Yi Kyung). Sprowokowana upokarzającą sytuacją postanawia dokonać sowitej zemsty w "ich stylu" i podczas jednej z przyjęć biznesowych poznaje Tae Hee - pierwszą miłość Yi Kyunga. Trzej muszkieterowie rozpisują solidny plan podrywu do którego wyznaczony zostaje Si Hyun, celem rozkochania sobie do szaleństwa niczego nie spodziewającą się Tae Hee. Dalej domyślcie się co poszło nie tak.

Powiem szczerze, że pomysł może nie górnych lotów ale bardzo mi się spodobał. Od razu dawał poczucie jakiegoś dobrze rokującego romansu no i ta okładka...mmmm
Jak z jakiegoś dobrego poradnika do podrywu dla facetów. Chyba za dużo mi się w głowie zaprojektowało co mogłoby dobrego z tego wyjść ale z początku nie miałam w zasadzie uprzedzeń chociaż aktorstwo już na starcie kulało. I nie tylko przez samą Joy w roli Tae Hee. Postać Hye Jung i wielu innych ról drugoplanowych miało najwyraźniej robić za jakieś dopełniające fabułę tło.
W każdym razie..
Główny wątek Great Seducera zostaje solidnie doprawiony innymi melodramatami. Mamy nieodwzajemnioną miłość Se Joo, konflikty w przyjaźni, miłości rodziców te ukryte i te jawne, jakieś przeszłę wypadki i zbrodnie no i oczywiście znalazło się też miejsce na raka mózgu! :D Póki prym na ekranie wiódł miłosny podbój na Tae Hee było ciekawie, ale im bardziej lub im częściej pojawiały się momenty z postaciami drugoplanowymi i ich problemami tylekroć wszystko nagle w moim mniemaniu zwalniało. Może to też dlatego, że większość wątków dramatycznych strasznie tutaj hiperbolizowano w odczuwaniu. Ileż można rozwodzić się nad wzdychaniami matki Soo Ji, czy też samej Soo Ji jej depresyjnych momentów. Ileż ojca Si Hyuna który wlókł się potajemnie jak zbity pies za swoją ex miłością - ku ironii matce Tae Hee. Cały ten nieszczęśliwy czworokąt )bo liczmy jeszcze ojca Tae Hee) zjadł chyba 1/3 czasu emisyjnego a i tak nic konkretnego poza ubolewaniem z tego nie wyszło. Jeszcze lepszy w tragedii był tylko wypadek samochodowy Tae Hee który był zaledwie draśnięciem jej na poboczu a przeżywano go jakby co najmniej Tae Hee przefrunęła po nim gdzieś w śmiercionośne zaspy.
W moim odczuciu jeden melodramat, wręcz makjang.
Nie znajdziecie tu na pewno coś czym może tytuł lub okładka trąci czyli chociażby jakiś pocałunków, głębszych podrywów czy Broń Boże czegoś więcej. Pan główny podrywacz zaledwie raz pocałował swoją ofiarę i na tym jego specjalności się skończyły, o Se Joo to nawet nie wspomnę. To wszystko ironizuje cały zamysł fabularny, w wielu wątkach wręcz parodiuje. Po połowie już stracił wszelkie nadzieje. Resztę chciałam wytrwać dla samego zaliczenia..

Aktorstwo jak mówiłam słabe, a muzyka w ogóle nie zapada w pamięć, jakby jej nie było. Pamiętam że jakieś smęty leciały przy rozterkach sercowych. Zakończenie jak mam być szczera mnie przybiło. Happy end bez głębszego wytłumaczenia, po prostu para bez siebie nie mogła wytrzymać no i musieli się spiknąć po 5latach. Cóż.

Nie dziwię się ocenom że było słabo, aczkolwiek nie mam powodu strzelać piorunami w ten tytuł. Ktoś miał ochotę sklecić coś ciekawego z zapewne słynnego tytułu no i mamy co mamy. Próbujcie, ale wiele nie oczekujcie :)

Read More

Was this review helpful to you?
Completed
Chocolate
1 people found this review helpful
Nov 4, 2020
16 of 16 episodes seen
Completed 0
Overall 6.5
Story 6.5
Acting/Cast 6.0
Music 7.0
Rewatch Value 2.5

Gdy ci smutno, gdy ci źle.. zjedz czekoladkę.

Z pozoru mogłoby się wydawać że "Czekoladka" może kryć wyjątkowy, niedoceniony romansik pod sztampowym tytułem. Szybko okazuje się że zamiast motylków w brzuchu będziemy czuć mokre oczy od historii postaci pobocznych które tworzą wyraźne tło całej dramy. Mimo wyraźnie zarysowanej historii trójki bohaterów, która splata się w ciągu następnych lat, uwagę skupimy na pacjentach hospicjum w którym główna para jest zakotwiczona. A jak już hospicjum i Lee Kang jako lekarz, to już wiadomo że drama w całości poświęcona będzie tej tematyce. Niemniej jednak różni ją to, że zamiast każdy epizod poświęcać co rusz innemu medycznemu przypadkowi, scenariusz skłania do zobaczenia na pacjentów umierających z perspektywy człowieka z jakimś bagażem przeżyć. Każdym spoglądającym na ostatnie dni z sentymentem i w smakując się w resztę które im pozostały.
A mówiąc już o smaku... szpitalny klimat został dziwnie zmiksowany tutaj z wątkiem kulinarnym w którym prym wiedzie damska postać główna - Cha Young. Jak to wyszło? Ni grzeje ni chłodzi. Osobiście przesuwałam większość scen gotowania z racji tego że zwyczajnie mnie przynudzały i zabierały jakiś czas antenowy który można by było wykorzystać.
Nie mogę jednak przejść obok wątku tragedii trójki bohaterów i przy okazji całej tej standardowej walki o hajs i szpital. Ani również wątku romantycznego Cha Young i Lee Kanga. Uważam, że jak na zrobienie takie szumu w przeszłości całego trio uważam że miernie wyjaśniono i zakończono całą sprawę. Tak samo jeśli chodzi o zakończenie i ostatni odcinek. Definitywnie czuć, że co nieco w temacie jest niedopięte, niewyjaśnione i brakuje tego czegoś. Niby ending jest, niby jest happy ale żadnego uśmiechu to nie wzbudza.

Postacie/Aktorstwo
Było dobrze. BARDZO na plus ( i się ucieszyłam) że główna postać męska czyli Lee Kang ma zwyczajną ludzką twarz a nie kolejnego bożyszcza nastolatek. Naprawdę bardzo przyjemnie się to oglądało. Dygresje miałam jedynie przez cały czas do postaci Cha Young granej przez znaną wszystkim Ha Ji Won. Nie wiem czy postać z założenia miała taka być, ale w moim mniemaniu była strasznie nijaka. Bezłpłciowa, bez charakteru, bez smaku (chociaż sama dużo kuchciła mhmhm). Jak już jedna postać w dramie romantycznej ma takie usposobienie to liczcie się że wszelkie czułości, nawet w mega minimalnej ilości wychodzą tak płytko i bez żadnej chemii jak pocałunki Park Shin Hye. Z kolei do pana Jang Seung Jo odczuwam współczucie że nikt mu nigdy dotąd nie dał głównej roli w typowym romansie. Zostaje mi go tylko miziać na ekranie, a nie przez jakąś postać w innej serii. :( No i Kim Won Hae który WRESZCIE nie gra mi tu żula, łajdaka, gangstera czy gliniarza, albo ojca który splajtował. Wreszcie wyglądał porządnie, niż wiek na to wskazuje.. Cała reszta grająca pacjentów, łącznie z dziećmi byłą przyzwoita.

OST:
Miło, sentymentalnie, czule, nastrojowo. Kilka kawałków wbija się w ucho jak chociażby cudowny głos Ailee, ale Jang Jin Woo i jego Always be here porusza mnie doglębnie.

Generalnie:
Drama na raz. Chemii nie wiele, ale sama w sobie historia i to ile w nią w sumie władowano wątków sprawia delikatne zamieszanie. Mimo że romans wyszedł trochę stonowany, to wszyscy przyznają że uronili nie jedną łzę przy śmierci bohaterów, która co rusz występowała. Historia z głowy co prawda wyparuje, ale po raz kolejny przez naszą duszę przejdzie proste przesłanie, że życie jakie by nie było w każdym jego momencie jest cenne, wyjątkowe i warte przejścia do końca. Nawet jeśli koniec bardzo blisko i towarzyszy temu dużo łez, nawet wtedy jesteś w stanie coś dostrzec na co prawdopodobnie dotychczas nie zwróciłeś wystarczającej uwagi. Okazje przemijają, nie zmarnuj jej. Nie zmarnuj życia, nawet tego kruchego i zbolałego.

Read More

Was this review helpful to you?
Completed
Vagabond
2 people found this review helpful
Jan 4, 2021
16 of 16 episodes seen
Completed 0
Overall 4.5
Story 4.5
Acting/Cast 5.5
Music 2.0
Rewatch Value 2.0
This review may contain spoilers

Walka z piramidą grubych ryb ujęcie x-setne.

Przyznam się szczerze, że gdy Vagabond wychodziło byłam przekonana że nie nigdy tknę tego patykiem. Ani nie lubię Le Seung Giego, ani thrillerów a już grającej Suzy to w ogóle. Co mnie licho wzięło żeby za to chwyci? Odpowiedź - netflix.
(Ostatnio mam takie lagi na Internet, że jakimś cudem tylko netflix daje mi swobodnie oglądać)

Jak już widać moją ocenę, to szybko i zwięźle.

Vagabond o wdzięcznej nazwie kryptonimu jakiejś tajnej misji, to kolejny tytuł z gatunku thrillera szpiegowskiego. Ten thriller w którym główny bohater walczy z całą piramidą ważniaków, polityków i bogaczy, którzy standardowo wyrządzili na postaci ogromną stratę. Cha Dal Gun traci w katastrofie lotniczej swojego ukochanego młodziutkiego bratanka. Jeszcze nawet nie zaczynając porządnej żałoby los szybko uśmiecha się do Dal Guna i niemal pod nos podsuwa mu spotkanie z ów terrorystą odpowiedzialnym za zamach. Bohater szybko łapie trop i zostaje wplątany w gęstą dosłownie sieć zagadek, pościgów i intryg politycznych gigantów. W grę jak można było przewidzieć wchodzą ogromne pieniądze, a także walka o władzę. ( Tak, znów walka o stołek prezydenta będzie).
Oczywiście niemożliwością jest by zwykły kaskader, zwęszył cały spisek czarnych charakterów oraz wywlókł ukrytą prawdę o tragedii na światło dzienne. Do całej akcji razem z Cha Dal Gunem napatacza się Go Hae Ri, teoretycznie pracownica ambasady a w praktyce tajna agentka NSW. Razem z garstką nie skorumpowanych zwierzchników Hae Ri, próbują ująć wszystkich współwinnych zamachu oraz współpracujących z nimi kretów.

A propo's właśnie kretów..
Ta drama poza licznymi scenami pościgów, strzelanin i walk, jest dosłownie o bandzie kretów krecących innych kretów. Szczury i krety są tam wszędzie. Każdy coś kryje, każdy po kryjomu coś skrobie i wrabia kolejnego. Jak tylko dochodzi się do szczytu złej piramidy którą zajmuje aż prezydent/ albo raczej jego koleżko od spraw tych i różnych, nie wiem jak wy ale od razu tracę sens całej tej szybkiej jazdy po sprawiedliwość. No bo gdzież jej szukać, a jak już wszystkie organy są zajęte a prawda już generalnie wyszła na świat?
Fabułą po rozwiązaniu głównego problemu okazuje się że ma głębsze dno z którym zapoznaje nas dopiero na zakończenie serii, by w ostatnim odcinku zostawić nas w sumie z niczym. Generalnie wiemy już kto jest tym złym od początku do końca, widzimy nowe sojusze i na tym zostawiają nas twórcy. Boli? Mnie trochę zabolało.

Serial nie wyszedł z niczym oryginalnym, aktorstwo było jak dla mnie ni mniej ni więcej co można sobie zażyczyć w typowej dramie, a zalew spisków mnie utopił na tyle że w większość odcinków przewijałam. Sam fakt, że Cha Dal Gun ma tyle farta i sprytu by niemalże sam rozbić cały ten łańcuch wysoko postawionych i terrorystów od razu rysuje duży brak realizmu. Już nie wspomnę o scenach w których Dal Gun dosłownie skacze niczym ninja po ścianach, ani razu nie wybijając sobie zębów i unikając bezpośrednich starć z pistoletem. NO COME ON! SERIOUSLY. Udaje mu się przeżyć bez uszczerbku dosłownie wszystko, nawet snajperów. Ponadto nigdy nie zrozumiem tej zabawy w złapanie kogoś, kogo generalnie można zabić. (Bo i tak w sumie, zostają zabici na końcu). Mam chociażby na myśli Jerome terrorystę, szefa Min Jea Sika (który sam popi#rdalał z wybiciem wszystkich) no i oczywiście tych płatnych zabójców. Scenarzyści są ów bardzo łaskawi w porównaniu do amerykańskich produkcji. Na temat każdej osoby i sensu jej istnienia można co nie co się wypowiedzieć. A pamiętacie postrzał Hae Ri, którego praktycznie w ogóle nie odczuła?
Szczęściara...albo ukryty Hulk na obcasach.

Nie rozumiem fenomenu tej dramy, a jeszcze bardziej nie rozumiem zakończenia jakim obdarzyli nas scenarzyści. Pozostaje już tylko przełknąć gorycz ostatniego odcinka, albo możeeee kiedyś zaświeci nam znów kod VAGABOND.

Read More

Was this review helpful to you?
Completed
Kingdom
1 people found this review helpful
Mar 7, 2021
6 of 6 episodes seen
Completed 0
Overall 7.0
Story 8.0
Acting/Cast 5.0
Music 3.0
Rewatch Value 4.0
This review may contain spoilers

Przepis na pandemie czyli zombie z dzikiego ziela.

Cała seria Kingdom to na pewno coś odświeżającego na półce z motywem krwiożerczych postaci potocznie zwanych zombie.
Kiedyś w gatunków krwiożerczych istot królowały wampiry dziś tę pałeczkę przejmują bezmózgie ludzkie bestie co rusz zmieniając im tylko genezę powstania i ewentualne charakterystycznych zdolności.
O ile zombie ze słynnego Train to Busan były czystą niewiadomą pojawiającą się nagle w ferworze dnia codziennego tak w przypadku Kingdom mamy całkiem sympatycznie przedstawioną historię powstania takiego pierwszego potworka.
Jeden niewinny kwiatuszek kryjący się w lodowatych zakamarkach gór był w stanie zalać krwiożerczą pandemią całe królestwo przeciwko sobie. Co ciekawe i niespotykane pomimo najprostszego zabijania ofiar tej paskudnej zarazy okazuje się że na bycie zombie istnieje nawet lekarstwo. Oczywiście, żeby nie było zwyczajnie drastycznie przez całe TYLKO 6 odcinków (na sezon) poza akcjami z mordobiciem, wyrzynaniem i hektolitrami krwi adrenalinę podnoszą królewskie intrygi, polityczne igraszki i standardowo jak w saegukach walka o tron. Do postaci które naprawdę sympatycznie się prezentują na ekranie raczej nie przewiążecie się emocjonalnie gdyż poza brakiem czasu kompletnie scenariusz nie przywiązuje do tego uwagi.
O ile w większości zombiastycznych produkcji chce się za kimś łezkę puścić, tutaj stety lub niestety nie jest nawet człowiekowi specjalnie smutno. Myślę że bardzo to ujmuje produkcji. Teoretycznie szybkie tempo bo tylko 6 epów, a niejednokrotnie nie mogłam wytrzymać tych do bólu ciągniętych scen rozmów na tle politycznym. Niby czas goni bo horda zombie zaraz napadnie wioskę a z drugiej strony mamy jeszcze chwilkę między sobą się napadać i walczyć o stołek...
Z tego naciskającego pośpiechu łapie się niejedną gafę w scenariuszu.
*spoiler time* Na przykład nie ogarniam dlaczego informacje kluczowe jak sposób powstrzymania zombie czy lekarstwa wychodziły tak niemożliwie powoli że właściwie przez to dużo zginęło? Dlaczego polityczne intrygi i spiski również wychodziły (a nawet i nie..) w tak ślimaczym tempie? Czemu tak wolno zakumać grupie ludzi że gdy Królowa gromadziła ciężarne kobiety i zabijała dziewczynki odrazu nie śmierdziało faktem że nie jest w ciąży? itd itd itd. Albo jak to się stało na końcu sezonu drugiego, że podczas ostatecznej ucieczki księcia z grupką żołnierzy po tym całym CUDOWNIE SZYBKO oblodzonym jeziorze w chyba jeden wieczór nikt nie wpadł na pomysł by dużo wcześniej przebić lód? Tylko czekać aż dosłownie cała horda ich otoczy i wtedy się zmagać z krą lodu na pewnie 10cm? MINDBLOW.
Dużo rzeczy sprawiło mi większych frustracji i nerwów niż horda zombie znikąd w porażającej ilości i to zdecydowanie odjęło mi całej urody w tym tytule, który myślałam że ma jakieś szanse być czymś tak dobrym jak Sweet Home tylko że w innej erze.
Oj tak, zawiodłam się. Nie we wszystkim, ale kompletnie nie był to mój typ.
Muzyki kompletnie nie pamiętam, także uznaje ją za nieobecną,a aktorzy byli w porządku dobrani w sumie nie mam się tu co czepiać.
Podsumowując
Kingdom ma całkiem ciekawą horror historyjkę na dwa długie wieczory. Jeśli pragniesz obejrzeć coś wyjątkowego to dobrze trafiłeś, znajdziesz tu powiew historycznego klimatu z dawką paskudnych bestii. Coś w sam raz na odpoczynek od codziennych obyczajówek.

Read More

Was this review helpful to you?
Completed
Link: Eat, Love, Kill
0 people found this review helpful
Feb 10, 2023
16 of 16 episodes seen
Completed 0
Overall 9.0
Story 9.0
Acting/Cast 7.0
Music 7.5
Rewatch Value 7.0
This review may contain spoilers

Od stalkingu do bratnich dusz.

Połączenie akronimu słów jedz - kochaj - zabijaj/umieraj zapewne nie jednemu skojarzy się ze sławnym tytułem 'Jedz módl się kochaj', gdzie w oryginale prym niosło przesłanie o wielowymiarowym znaczeniu odnoszącym się do kochania swojego życia. Tutaj zdecydowanie nie ma tu niczego głębszego poza słusznym podsumowanie głównych motywów na których opiera się fabuła czy raczej życie bohaterów, zarówno tych głównych jak i nawet pobocznych.

Noh Da Hyun niczym nie wyróżniająca się dwudziestokilkulatka, początkowo ukazana zostaje jako typowa biedna dziewczyna w mieście gdzie standardy są wyższe niż jej możliwości. Da Hyun w tajemnicy przed matką, zamiast studiować pracuje jako kelnerka próbując ogarnąć życie po swojemu. Tam spotyka Eun Gye Hoona - rewelacyjnego szefa kuchni, ostatnio znanego ze swoich dziwnych kapryśnych impulsów zachowań na które jak twierdzi - nie ma wpływu. Gye Hoon kryje bolesną przeszłość związaną z jego młodszą jak dotąd nie odnaleziona siostra bliźniaczką. Więź rodzeństwa była na tyle mocna że dawała wyraz w emocjach jednego z dwójki rodzeństwa, zarówno w stanach niebezpieczeństwa jak i tych entuzjastycznych momentach. Umiejętność odczuwania emocji swojej siostry Gye Hoon stracił lata temu gdy jak sądził została zabita. Całą akcje rozpoczyna krzyżowanie się dróg Gye Hoona z Da Hyun w momencie, gdy ta z kolei mierzy się z problemem zafiksowanego na jej punkcie prześladowcy z pracy. W ferworze zdarzeń Gye Hoon znów zaczyna odczuwać czyjeś uczucia tak jak to czuł w przypadku siostry, a że akurat często się pokrywają one z zachowaniami Da Hyun, szybko dochodzi do przypuszczeń że jego siostra wciąż żyje. To skłania go ponownie do poszukiwań zarówno siostry jak i rozwikłania całej zagadki związanej z jej zaginięciem.

Bez większego rozpisywania, drama mimo niespecjalnie szybkiego tempa ma w sobie ciekawą historie która mnie przyznam szczerze urzekła. Niby mamy tu szczypta fantasy z odczuwaniem odczuć co w jakiś sposób napędza akcje tej dramy, nie robiąc z niej jednocześnie rollercostera który pędzi na łeb i szyje do wybicia zębów. Początkowy motyw dramy był dla mnie po prostu świetny i generalnie żałuje że nie trwał on dłużej. Cała akcja z Jin Geunem i jego deczko psychopatycznych zapędach do zabijania swoich ofiar dawał fantastyczne napięcie które miało służyć jedynie jako wprowadzenie do głównego motywu jak i również doprowadzić do istotnych informacji związanych ze sprawą małej Gye Young. Gdy Ji Geun schodzi z piedestału prześladowcy a zmienia się w jedno z głównych źródeł informacji fabuła przybiera już formę pudelka czekoladek - czyli czego się tym razem dowiemy więcej. Gdy Da Hyun odkrywa dziury w pamięci które co rusz zaczynają wreszcie ukazywać zdarzenia z przeszłości wszystko zaczyna się rozjaśniać i układać w coraz to smutniejszą całość z którą związana jest połowa 'wioski 'oraz osoby z przeszłości głównych postaci. W międzyczasie ciągłych poszukiwań mamy ukazane również osobiste zmagania bohaterów, zarówno Da Hyun i Gye Hoona jak i pobocznych Jin U, jego ojca, matka Da Hyun, rodzina Gye Hoona itd. Nie zawsze się zdarza by postacie miały tak dosadnie rozrysowane tło przeszłości kompatybilne z obecną osobami jakimi byli, ale tu było to wyraźnie widać. Potrafiłam równie mocno przeżywać zmieszanie, wstyd, strach i smutek Da Hyun, która okazała się mocno i bardzo niekorzystnie związana z zaginięciem siostry jej chłopaka [tak tak Gye Hoon], olbrzymim poczuciem winy, żalu, porzucenia i zdradzenia jakie czuł Gye Hoon jak również Jin U, który całe swe życie zmagał się z piętnem syna mordercy. Każda osoba ma ładnie zarysowany i problem i osobowość która z tego się ukształtowała. Co najbardziej urzeka i boli w tej historii jest oczywiście finał sprawy który już nie zdradzę. Mogę natomiast szczerze powiedzieć że wszyscy bohaterowie zmagali się z rozwiązaniem sprawy, bo dużo osób przez swoją decyzję przeważyło o takim zakończeniu. Wniosek jak zwykle wysunąl się tez nieprzyjemny, że ludzie bywają okropnie egoistyczni i to ma duże, nieraz kolosalne znaczenie. To co najbardziej jednak podnosi na duchu w ciągu tej historii jest niewątpliwie wątek romantyczny Gye Hoona i Da Hyun. Moge im dać plus dużego dodatkowo za to że nie zrywali z byle pierdoły czy kaprysu, choć można w jednej scenie odnieść takie wrażenie, to jednak dochodzą do konsensusu co strasznie sobie cenie. Dojrzałość emocjonalna.

To do czego można się przyczepić to tempo jak już wspomniałam oraz sceny bez jakiegoś zasadniczego sensu. Do nich na pewno mogę zaliczyć zachowanie Jin Geuna który najpierw sie ukrywa a potem ni z gruszki ni z pietruszki wchodzi sobie na chillu do domu swoich ofiar, jakby nie pomyślał że ktoś go może pamiętać. Albo startowanie w bójce w restauracji przeciwko sześciu osobom - ta scena była wyjątkowo głupia. W normalnej sytuacji, poszkodowani by sie razem rzucili na kogoś kto próbuje sie ich pozbyc a nie nawzajem próbowali opanować sytuacje.
Kolejnym dużym minusem związanym również z zachowaniem postaci jest ciągłe włóczenie sie Da Hyun po ciemnych alejkach w których co chwila próbuje ją ktoś upolować. Dziewczyna nie wykazuje ani odrobiny instynktu samozachowawczego po jednej próbie zamachu na nią przez Ji Geuna. Kto normalny miałby odwagę wracać ciemną upiorna opuszczona alejka bez żywej duszy..
I doczepie sie jeszcze do sceny w ostatnim epizodzie przy próbie zabicia Da Hyun i Gye Hoona przez Young Hoona...Totalnie nie wiem co scenarzyści odczuwają w momencie kreowania takich scen. Seriously jakby rozumiem, że bycie sam na sam z morderca napawa przerażeniem ale że aż tak że siedzisz i patrzysz jak nawalają ci faceta, zamiast starać się ruszyć cos pomóc żeby przeważyć szale w walce. I dont know. To ma być chyba z natury poruszające, że dziewoja leży i się boi a faceci piorą sobie po pyskach. NO I TA PRZEDRAMATYZOWANA GŁĘBOKA RANA DA HYUN. W sensie, okay, krwawiła z boku, ale bynajmniej kamera pokazywała że raczej ją nie tyle przekłuto do środka co przecięto porządnie bok, a odjeżdżała na rękach Gye Hoona zupełnie jak ja gdy miałam pęknięte jelito... Nevermind, było romantycznie, przymknę oko.

Aktorstwo było wystarczająco. Ja nie mogę się przekonać w wielu momentach do Moon Ga Young, nie wiem czy tak miało być ale parło mi jakąś sztuczności z kolei Yeo Jin Goo mimo chwilami niewzruszonej miny wywierał we mnie ciągle ciepłe uczucia. Podobno jego postać miał szanse również odgrywać Lee Jun Ki czy Kim Su Ho, ale szczerze mogę powiedzieć że Jin Goo perfekcyjnie dawał vibe ciepłego braciszka, który by jego rywale na pewno nie oddali tak dobrze. Generalnie jego ekspresja osoby z takim bagażem uczuć i zmagań, która starannie wszystko stara sie zmieścić i ukryć wyszła mu perfekcyjnie. Mam nawet wrażenie że jego sztywność w tym tez sie idealnie przydała xD No i oklaski ale tylko w w pięćdziesięciu procentach dla Shin Jae Hwi grającego Ji Geuna, bo było świetnie ale jego usilne napady śmiechu wariata zrobiły przeciwne wrażenie od zamierzonego.

Podsumowując; może idealnie nie było ale było naprawdę naprawdę ciekawie. Idealna pozycja do odczucia dreszczyku emocji, rozgrzania serduszka i uronienia kilku łez. Wciągająco bo bazując na życiu.

Read More

Was this review helpful to you?
Completed
Extraordinary You
0 people found this review helpful
Jan 15, 2023
32 of 32 episodes seen
Completed 0
Overall 8.0
Story 8.0
Acting/Cast 7.0
Music 6.5
Rewatch Value 6.0
This review may contain spoilers

Katharsis (nad)zwyczajności

Nie wiem czym się kierowały twórczynie Extraordinary You ale z pewnością mogę powiedzieć, że wiedziały co robią. Przynajmniej w tej pierwszej części, bo co do drugiej, to tak jak grono innych recenzentów już nie mogę tego powiedzieć.

Extraordinary You ze swoim nadprzeciętnym ale chwytliwym tytułem i elastyczną grafiką skłania swojego widza by przykucnął jeszcze raz w klimaty szkolne owiane słodkim romansem z Extraordinary dodatkiem jakim jest?
No właśnie czym jest ten składnik który pomimo żenadnie powtarzalnej wydawałoby się fabuły, jednak trzyma mocno za rękę każdego kto wsiąknie w trzy co najmniej odcinki?
Czy to te piękne sceny miłosne nastolatków? Szkolne mundurki, grupa bad boyów a może te śliczne buzie tych dobrych chłopców?
Wszystko wydawałoby się mierną próbą zagarnięciem uwagi odbiorcy gdyby do akcji nie wkroczył Bóg, a raczej coś na jego wzór. Ilość dram w kategorii standardowych okruch z życia jest wiele, romansów jeszcze więcej ale gdy do tematu wchodzi iskra pod postacią ukrytej manipulacji, walki z przeznaczeniem w której najwyższą ceną jest własne istnienie zaczyna się rysować pastelowe squid game na łamach szkolnych murów.
Panie i Panowie, przedstawiam Zwyczajnego do bólu CIEBIE.

Eun Dan Oh, to tryskająca jak skowronek w tęczy osiemnastolatka która żyje zwyczajnym życiem pospolitej chaebolki zmagając się jednocześnie z poważna wadą serca oraz jednostronną miłością do Bae Kyunga - jednego z członków A3 /tak tak, kalko parodia F3, dojdziemy do tego/, który absolutnie nie wygląda jakby cokolwiek obdarzał jakimkolwiek zainteresowaniem poza własnym nosem. Piękny i bucowaty przedstawiciel bad boya, jakich wiele w manhwach i mangach z półki od nienawiści do miłości. De Hwa to serdeczny kumpel Dan Oh nieszczęśliwie również zakochany w Ju Ddzie, która z kolei jest swoistym rodzajem koreańskiego kopciuszka. Również dręczonego przez trzy lakierowane bogaczki, których szlag trafia że jest obiektem westchnień Nam Ju - lidera właśnie A3. Z kolei w szkolnej stołówce uwagę ściąga Magik Suszonej Kałamarnicy?
Tak tak nie przesłyszeliście się. Kucharz z nadobnym przezwiskiem i również cukierkową urodą.

Całość grona bohaterów jak i nakreślających się wątków, jest nie przez przypadek tak okropnie sztampowy, kalkowany i parodiowany. Także, nie przerywajcie w pierwszych minutach tak jak zrobiłam to ja, bo początek faktycznie zwodzi totalnie.

Ale wróćmy do bohaterów..
Dan Oh ma zwyczajne życie licealistki rodem z seriali. Spotyka przyjaciół, zalicza zajęcia, wzdycha do crusha i zmaga się z chorobą. To co na przykład delikatnie wyróżnia Dan Oh z grona podobnych jej postaci w romansach, to chyba fakt że akurat jest zamożna i zachowuje się jak głośno myślący dzieciak. Taki jej urok. O ile na początku człowieka zakrawa od ciągłego jej szczebiotania, tak z upływem czasu idzie się przyzwyczaić.
Dan Oh pewnego dnia zaczyna pojawiać się w randomowych miejscach bez kompletnej świadomości skąd się tam wzieła. Co więcej, coraz częściej pojawia się w sytuacjach gdzie dosłownie nie ma wpływu na własne słowa i zachowanie. Zaniepokojona tym faktem zaczyna szukać odpowiedzi i tak trafia na książkę komiks w której wszystkie ostatnie wydarzenia są identyczne jak te niedawno przeżyte. Dan Oh trafia w końcu do Magicznego Kucharza, który oświeca ją w słusznym domyśle. Wszyscy bowiem są bohaterami wciąż tworzonego komiksu.



Z jednej strony powiedziałoby się że fabuła brzmi dość prosto i ciekawie, bo mamy i romansik i nadchodzącą akcję, a z drugiej strony gdy do całej tej sceny dodamy retrospekcję z poprzedniego wcielenia który okazuje się być poprzednim dziełem wspomnianego Boga/Autora robi się burzliwy mezalians. Dan Oh początkowo zaczyna walkę z Autorem próbując na siłę wprowadzać zmiany co kończy się ciągłymi powtórkami wydarzeń do momentu aż będzie wedle wyznaczonego wyżej planu. Jakby tego było mało, Dan Oh nie jest w dodatku kimś wokół całe odgrywane realia się toczą. Nie jest główną bohaterką odgrywanego komiksu i na domiar wszystkiego jej postępująca choroba serca wyraźnie daje jej do zrozumienia że Autor zamierza się jej za jakiś czas nieoczekiwanie pozbyć co jeszcze bardziej determinuje dziewczynę żeby starać się zmienić swoje przeznaczenie.
Do całego wątku w pewnym momencie dochodzi postać jeszcze niżej w rankingu ważności niż Dan Oh jakim jest 'Numer 13' vel Ha Ru.
Śliczny aczkolwiek bez tożsamości osobnik który podobnie jak Dan Oh tworzy jedynie tło i połączenie dla ważniejszych wątków i postaci głównych [którymi są btw. Nam Ju i Ju Da].Nie byłoby całego szumu wokół jego nieistotnej postaci gdyby nie fakt, że Trzynastka potrafi w jakiś niezrozumiały sposób wpływać na zmianę wydarzeń. Gdy ten fakt zauważa Dan Oh niezwłocznie rozpoczyna śledztwo wokół Ha Ru by za jego pomocą uratować siebie i móc wolno życ wedle własnej woli.


Drama zdecydowanie trzyma w napięciu większość czasu jednak łapie gumę po połowie czyli mniej więcej 8/10 odcinkach. Te pierwsze odcinki w moim odczuciu robią niezły rollercoster. Biegniemy i szukamy odpowiedzi na MNÓSTWO pytań. Jak zmienić wydarzenia? Kim jest Autor i co ma na celu w zasadzie cały ten zabieg manipulowania wszystkimi? Czy kiedykolwiek to wszystko się skończy, czy to gra, czy jest w ogóle jakiś koniec fabuły? Do czego to wszystko prowadzi? A jeżeli jesteśmy pod wpływem Siły Wyższej to również, dlaczego i po co? Głęboko wchodzimy w buty bohaterów świadomych bycia częścią komiksu [tak, ich potem przybywa /De Hwa, Bae Kyung, Ju Da...] którzy całą 'wolność' mają w międzyczasie kiedy w komiksie są dziury czasowe niezwiązane akurat z ich rolą.
Idąc dalej dochodzi do tego jeszcze wprowadzenie poprzedniego komiksu i robi się 'Oszukać Przeznaczenie ujęcie 2'. Co jak co, nie trzeba daleko nurkować w odcinkach by dojść również do nieprzyjemnego stwierdzenia że ów Twórca albo ma jakiś cel by główna parę czyli Dan Oh i Haru nieustannie rozdzielać albo jest po prostu okrutny i bezwzględny. Żadna ilość łez, błagań i tragedii nie jest wstanie poruszyć Piszącego by stanął po stronie tego co wszyscy oglądający czyli my, dopingujemy. I tu dochodzimy do czegoś w rodzaju katharsis, bo im bardziej wciągałam się we współprzeżywanie fabuły tym bardziej dochodziłam do mocnych odczuć współczucia i jednocześnie ulgi. Trzeba to powiedzieć wprost - życie bohaterów w tym komiksie to była katastrofa na którą nie mieli wpływu. Marionetki w rękach 'boga' który szydzi z ich uczuć, maltretuje, manipuluje i pcha do zagłady. W dodatku, dla mnie widza - bez przekazu, bez nadziei, bez puenty totalnie bez sensu. Człowiek to ogląda i nieważne jakiego jest wyznania, nagle czuje ulgę że nawet jeśli istnieje Bóg to nie mamy takiej tragedii jak ci tutaj. No bo co oni mogą? Show must go on i nieważne czy ci się podoba czy nie.

Spędziłam niemało czasu próbując rozgryźć co się stało i jaki był przekaz tej historyjki. Prawdopodobnie nie znalazłam nic odkrywczego. Na pewno jak wszyscy zauważyłam mnóstwo dziur fabularnych które standardowo nie wyjaśniono do końca, a zakończenie w cale nie sprawiło że potem mogłam spać spokojniej.
Nie było we mnie też wielkiej frustracji po różnych głupich akcjach jak na przykład zniknięcie pod koniec Ha Ru żeby go znów ożywić rok później na piękny nowy happy ending. Całość dramy jakby tak przyjrzeć się z boku czy też z dystansu najwyraźniej miała dać orzeźwiającego kopa do życia. Nie da się wielu rzeczy tutaj sensownie wytłumaczyć z perspektywy naszej na zasadzie że wszystko w życiu ma sens, ma cel. Ponadto, często się zdarza że jednak nie mamy wpływu na wydarzenia które usilnie muszą się nam przydarzyć. Jaki z tego widzieliśmy wniosek? Że nie twoje życie ma się zmienić, a twoja osoba. Zauważcie, że Dan Oh przed poznaniem Ha Ru dążyła wyłącznie do tego by miec wpływ na swoje życie i by je nie tylko uratować, ale by móc je prowadzić wedle własnego scenariusza. Gdy do akcji wkracza Ha Ru a sytuacje robią się napięte, jej jedynym pragnieniem jest Ha Ru; czyli miłość. Czy będzie dalej odgrywała narzeczona Bae Kyunga, czy wciąż będzie chorowała przestaje miec znaczenie jeśli to życie wciąż jest i w nim będzie Ha Ru. To była jedyna wartość tudzież rzecz której nie dał rady przerwać Autor przez dwa wydania komiksów. Ten trzeci zarys na końcu, to już myślę że była nagroda za wytrzymałość, ale mogę się mylić. Może to zwyczajnie gratka dla wyznawców buddyzmu z tymi wcieleniami... W każdym razie, Autor był kompletnie niezrozumiały w swoich poczynaniach. Dalej nie wiemy czemu pierwotnie Dan Oh musiał zginąć, czemu z rąk Bae Kyunga i czemu Ha Ru nie mógł jej uratować, a wręcz nawet sam zachować życie. Beznadziejne katharsis istnienia po prostu pogodzić się z tym co zsyła ci 'los'.
Z kolei właśnie Ha Ru, jak i cały wątek z bycia 'tylko postacią poboczną'/'szarą'/'drugoplanową'/mniej ważną był na przykład dobrym przykładem że twoja tożsamość nie bierze się z pozoru tego co widzisz tudzież odgrywasz na codzien. Nie jesteś wyłącznie tym co grasz. Nagle człowiek zdaje sobie sprawę, że jego położenie nie jest wyznacznikiem jego wartości ani samej w sobie osoby. Zauważyliście, że niejednokrotnie jak śnicie, to mało kiedy zwracacie uwagę na to jaka jesteście z zewnątrz osobą? Liczy się zawsze to co odczuwasz i kim jesteś w środku. To kogo masz w sercu i dla kogo żyjesz.

I to tyle z konkretnych przekazów które nawet mi się wydaje że mocno naciągnęłam. Póki możesz wolno czuć jest ok. Brzmi to jak kropla słodyczy w morzu goryczy.

Aktorstwo natomiast muszę pochwalić w dwóch sprawach. Po pierwsze, na pewno należy się jakiś oklask osobom które grały podwójne role. To nie jest mały wyczyn szczególnie jeśli grasz dwie przeciwstawne z charakteru osoby. Kim Hye Yoon pięknie podołała jednocześnie się śmiejąc i płacząc do Bae Kyunga by 5 minut później pałać na niego gniewem. Lee Na Eun zresztą podobnie oraz Lee Jae Wook. Rowoon... był piękny i taki bezpłciowy? No masło się topi na jego widok ale jego osoba gdzieś koli w oczy i nie miejcie mu tego za złe. Z jednej strony można całkowicie usprawiedliwić te jego nijakość, bo jego postać najwyraźniej taka miała być. I wyszło mu to świetnie. I jego gra jest dobra, ale będąc tą świadoma częścią siebie Ha Ru w jego wykonaniu to wciąż pusta masa z błyszczącymi oczami. Nie wiem czy ja tak czuje dlatego że przyćmiła mnie fenomenalna gra Lee Jae Hyuka, jego zajebistej ekspresji na twarzy i ja to porównuje czy to po prostu mocno czuć. Niemniej, jakby nie było, było ok. Ja uważam że śmiało ma potencjał zarówno on jak i Hye Yoon w roli głównej postaci. Ost był wystarczająco doprawiający klimat i ma moje uznanie.

Podsumowując, Extraordinary You jest ciekawą pozycją, satysfakcjonującą niewymagającego widza. Jest w stanie przykleić cie do fotela ale też ugryzie w tyłek swoimi teologiczno-moralistycznymi zagwozdkami. Czy to źle czy dobrze zależy od gustu odbiorcy, jednak uważam że to właśnie takie urozmaicania seriali sprawia że wciąż mamy chęć na kolejne i kolejne. Cieplutko wciąż polecam.

Read More

Was this review helpful to you?
Completed
Door Lock
0 people found this review helpful
Dec 21, 2021
Completed 0
Overall 8.0
Story 8.0
Acting/Cast 8.0
Music 3.0
Rewatch Value 6.0
This review may contain spoilers

Stalking ze smaczkiem

Niewinna i niczego się nie spodziewająca się Kyung Min zostaję ofiarą psychopatycznego zboczeńca który niepostrzeżenie wkrada się do jej życia. Ot zarys fabularny.

Wrażenia?

Kolokwialnie zaczynając.. "dam se rękę uciąć' że pomysł na fabułę zaczerpnięty musiał być chociażby w 50% z prawdziwego zdarzenia. Jeśli czytasz sobie nudne kryminałki to "Door Lock" może cię troszkę orzeźwić. Nie ma tu dużo do myślenia, ale autentycznie czułam chwilami mdłości. Tym bardziej, że sam stalking jest wśród kobiecej części jest w dzisiejszych czasach niejednokrotnie obecny.... Nie żyję na szczęście w Azji (co wcale nie usprawiedliwia jakiegoś poczucia bezpieczeństwa bo psychopaci nie mają jednej narodowości) ALE częściej spotykałam się z takimi wybrykami kryminalnymi w jakichś historyjkach właśnie odnośnie tamtejszej części globu.
Niemniej jednak film robi wrażenie i trzyma niejednokrotnie w napięciu. Jak najbardziej na 'deser" polecam :]

Read More

Was this review helpful to you?
Completed
True Beauty
0 people found this review helpful
May 17, 2021
16 of 16 episodes seen
Completed 0
Overall 4.0
Story 4.0
Acting/Cast 3.0
Music 2.0
Rewatch Value 1.0

#prettyface

Ta drama to autentycznie dno i wodorosty. Koreańska kalka słodziutkich japońskich historyjek z mang. Drama o twarzach? tych ładnych i tych brzydkich.
Nie ma tu praktycznie nic wartego obejrzenia poza przystojnymi buźkami Cha Eun Woo albo Hwang In Yeopa.
Zero jakiegoś długotrwałęgo wątku. Z opisu się dowiecie że (L)Im Joo Kyung ma problemy z cerą które skrzętnie chowa przed makijażem i dlatego chowa się przed bullyingiem. Jak już wjedziecie w pierwsze epizody to zgodzicie się że problem się rozwiązał po nałożeniu perfekcyjnego makijażu i poznaniu kilku sympatycznych ludzi. Dalej już z automatu dzieje się dramowa próżnia wypełniana prostaczymi problemami + syndrome second lead tak baaaaaardzo boli. Nawet mnie zabolało :( HIY ja cię biorę wszędzie w ciemno.

Jestem zdumiona że ta drama swojego czasu tak pionierowała gdzieś w rankingach oglądalności, ale macie dowód że piękna twarz aktora to cudowny patent.

#niepolecam #kochamhwanginyeaopa #uroczychaeunwoo

Read More

Was this review helpful to you?
Completed
Otto no Chinpo ga Hairanai
0 people found this review helpful
Jan 29, 2021
10 of 10 episodes seen
Completed 0
Overall 8.0
Story 7.0
Acting/Cast 6.5
Music 2.0
Rewatch Value 4.0

Kiedy seks dzieli.

Z pozoru zbereźna i zboczona historyjka z komicznym problemem okazuje się głębszym monologiem dwójki ludzi w temacie problemów seksualnych i tego jak w otaczającym ich środowisku jest to przyjmowane.
Podobał mi się dialog narratorski i mimo że po połowie problem już mnie nużył, to trzeba tej dramie przyznać że postawiła na coś głębszego niż kolejna pusta produkcja o rzekomej miłości. Seria stawia odbiorcę przed ważnym pytaniem,jaką rolę w związku jak i życiu człowieka stanowi seksualność. Może nie ma tu achów i ochów w obrębie samego aktorstwa, ale co jak co uświadomiłam sobie jak granie w scenach seksualnych itp. świadczy o doświadczeniu i wartości aktora. Naprawdę, daję duże brawa odtwórczyni Kumiko i Kenichiego. Ponadto zdałam sobie sprawę, jak bardzo stawia się ten temat w tabu w na przykład koreańskich produkcjach i jakie to irytujące się staje. (Mam na myśli aktorstwo) Serial krótki i klimatyczny. Bez żadnego OSTa. Dla kogoś kogo już męczą nudne historie, ta będzie ciekawą odskocznią.

Read More

Was this review helpful to you?
Completed
On Your Wedding Day
0 people found this review helpful
Jan 16, 2021
Completed 0
Overall 6.0
Story 6.0
Acting/Cast 6.0
Music 2.5
Rewatch Value 4.0
This review may contain spoilers

(przeklęta) znajomość.

Zatkajcie uszy, albo mi wybaczcie.
______________________________________________________
Woo Yon jest tym typem faceta, który chodzi z sercem na dłoni. Jest zabawny, sympatyczny, uśmiech mu z twarzy nie znika, zniesie każdą przeszkodę gdy biegnie do celu. Seung Hee pochodzi grupy kobiet, które muszą widzieć czubek swojego nosa. Niezależnie od okoliczności stawia na swoim, odrzuca z kretesem i nie liczy się z drugą stroną.

To, że miłość jest ślepa i głupia, nie jedno z nas wie i już nawet zdążyło się o tym przekonać. W zależności od tego na jakim etapie życia przytrafia nam się niefortunne zauroczenie może zaoowocować niemal na całe życie. I o tym jest ta historia - zwyczajnej szkolnej znajomości, która pod przykrywką "miłośći' zrujnowała komuś życie.

Nie oszukujmy się - ja przynajmniej nie zamierzam. Jest mi zajebiście żal Woo Yona. Chłopakowi przykleiła się Seung Hee jak uwierający w serce rzep i truła przy każdym kolejnym spotkaniu. Facet biegał jak lojalny grzeczny pies, samo zaparł się siebie wręcz (ten brak asertywności, to że musiał się ciągle dostosowywać do Seung Hee itp) i po bitych latach nauki, studiów i latania za nią, wszystko idzie w piach przez jego jedną słuszną uwagę.
Uwagę, którą nasza bohaterka uznała za obrazę jej osoby.

I tylko tyle wystarczyło by zburzyć ten chwiejący się nad brzegiem zamek z piasku. To szczęście, które od początku było tylko przelotem uczuć. Jednostronnym przekwitem oczekiwań. Nie powiem toksyczną, ale zdecydowanie przeklętą znajomością którą na chwilę można było ulepić w związek. Jak mnie niesamowicie... wkurzają takie dziopska jak Seung Hee...
Nigdy nie zrozumiem mentalności takich samolubnych osób. I jeszcze bardziej zaślepionych jak Woo Yon, bo najwyraźniej nikt mu wystarczająco nie odwrócił uwagi zanim się zaczął topić w takim gównie.
Jednym się życie przydarza, inni biorą życie i robią z nim co chcą. I nawet jak na złość im to wychodzi. Mehh

Jeśli ktoś lubi sobie podrażnić serce i nerwy ciężkimi rozterkami, to ten dramacik jest jak znalazł na wieczorny seans.

Read More

Was this review helpful to you?